Przecierałem oczy wiele razy, gdy ujrzałem to zaproszenie. Błędy może popełnić każdy, ale nie chciało mi się wierzyć, że nikt tego wcześniej nie dostrzegł - opowiada rodzic panny młodej. Nie rozumiał, jak można było do tego w ogóle dopuścić. Drukarnia ma bardzo dobry poziom, a pomyłki przy pisowni nazwy z tą opinią nie idą w parze. Próbował interweniować w drukarni, ale usłyszał, że nie ma już czasu na drukowanie nowych zaproszeń. Na przyjęciu weselnym goście spotkają się bowiem w najbliższą sobotę.
Nad zaproszeniami pracował sztab ludzi. Jak to możliwe, że nikt błędu nie zauważył, zanim tekst trafił do druku? - Nie mam pojęcia. Ale to, co się stało, jest poniżej krytyki. Jest mi z tego powodu bardzo przykro. Okropny wstyd. Wyjaśnia, że sprawy zaproszeń nie nadzorowałem osobiście, bo była za nie odpowiedzialny kierownik zmiany. I to najprawdopodobniej praktykanci nie dopilnowali wszystkiego tak, jak należy. Zatwierdziłem wstępnie treść, ale ostatecznej wersji nie przeglądałem. Nigdy wcześniej takiej pomyłki u nas nie było. Oby jedyny i ostatni raz.
czwartek, lutego 10, 2011
Subskrybuj:
Posty (Atom)